Najpierw oglądałem serenity potem serial. Więc mam nieco inne spojrzenie :)...

Serenity i serial bardzo różnią się klimatem, ogólną oprawą... Serial to taki ewidentny western w kosmosie... A może po prostu western z dodatkiem statków kosmicznych. Nawet architektura często przypomina dziki zachód jak i kostiumy czy broń palna (w przyszłości?)... Serial na pewno też ma mniejszą "pompę"... Przy serenity serial (mi) wydaje się "biedny"... Okrojony z rozmachu...
W serialu sojusz ścigał river tak jakoś od niechcenia... Takie "a poślemy za nią list gończy, może sama wpadnie..." dziwne to trochę...

Serenity jest jakby to powiedzieć - tą samą historią, ale napisaną przez kogoś innego. Osadzona w innym klimacie... Mniej strugania cowboya, a więcej kosmicznego najemnika...

W serialu reaversów prawie nie było... Tylko w kilku momentach się pojawiali. Faceci w niebieskich rękawiczkach są jakby na siłę wciśnięci.
Serenity jest bardziej spójna...
Znowu serial jest luźniejszy, lżejszy... Ma więcej pobocznych wątków (pewnie z większej "ilości" czasu).

Serial jest dobry, film też... Ale nie oceniałbym filmu przez pryzmat serialu... Za duży rozjazd, tym bardziej że film jest serialem w pigułce.

Oczywiście serial lepszy, bo bieda w każdym odcinku i cięcia budżetowe, rozwleczony niemiłosiernie. Bez głównego wątku, lub gdzieś tam był przy okazji, Po stokroć wolę motyw kosmicznych najemników niż "kałboi" na koniach ze statkami kosmicznymi pokazywanymi przez sekundę.

Dla mnie jest. Ba. jest lepsze od serialu, bardziej wciąga.